Po powrocie do Złotego Miasta, Queelo dowiaduje się, iż jego babcia oraz paru innych Złotych Wojowników zaginęło w tajemniczych okolicznościach. Wraz z siostrą zbierają więc drużynę, by odnaleźć ich oraz uratować. Wszystkie tropy prowadzą ich poza bezpieczną Barierę, do zewnętrznego świata, który opanowany jest przez straszliwe potwory. A przynajmniej tak mówią wszelkie opowieści.
Mikky nie była zadowolona, gdy przekazał jej, iż nie może się z nią spotkać i wiedział, że z pewnością jeszcze pożałuje tej decyzji. Wydawało mu się jednak, że zagrożenie stworzenia ogromnej dziury w pierwszej osłonie całego miasta jest poważniejsze, niżeli jakieś badania sprawnościowe, które mógł zrobić kiedykolwiek indziej. Były rzeczy ważne i ważniejsze, nawet jeśli nie mógł jej o nich powiedzieć.
Pułkowniczka czekała w hali, niedaleko wejścia. Siedziała na kanapie, przeglądając jakiś notatnik i na pozór nie zwracając uwagi na otoczenie, jednak co jakiś czas podnosiła ostrożnie spojrzenie, by się rozejrzeć. Nikt, kto się jej nie przyglądał raczej nie byłby w stanie tego zauważyć. Nikt nie śmiał się do niej przysiąść. Gdy Nassie zjawił się w Twierdzy, też nie wiedział, czy powinien to robić.
— Musimy poczekać na Eiiry’ego — przywitała go sucho i skinieniem głowy dała znać, żeby zajął jakieś miejsce. — Akurat zatrzymała go jakaś prywatna sprawa, więc chwilę się spóźni.
Poczuł na sobie spojrzenia przechodzących wojowników, gdy usiadł naprzeciw niej. Faktycznie sam nie spodziewałby się zobaczyć takiego zestawienia osób. Większość osób z wydziału inspekcji go nie cierpiało, ponieważ nigdy nie porządkował swoich papierów, a raporty potrafił opatrzyć wieloma „podbarwionymi i całkowicie zbytecznymi szczegółami”, jak to mówiły zawsze urzędniczki.
Zapadła niezręczna cisza. Powinien zaczynać jakąś rozmowę? Czy pułkowniczka w ogóle była osobą, która lubiła rozmawiać? Słyszał od ludzi, iż poza pracą zachowywała się całkiem przyjaźnie, jednak w tym momencie zdecydowanie poza nią się nie znajdowała. Zanim jednak zdążył wykalkulować, czy odezwanie się to dobry pomysł, kobieta zrobiła to za niego:
— Panna Rozzie nie była chyba zbyt zachwycona naszą sprawą — zauważyła, nie odrywając wzroku od swojego notatnika.
Nassie zamrugał.
— Skąd…?
— Żeby wynająć teren do ćwiczeń, trzeba złożyć odpowiednie papiery — mruknęła lekceważąco. — Wyjaśnić do czego, wpisać wszystkich uczestniczących, załatwić potrzebne zgody. Mogłeś po prostu powiedzieć, że jesteś zajęty — dodała, w końcu podnosząc wzrok na jego twarz. — Dzień czy dwa opóźnienia nic by nie zmienił.
Nassie odwrócił wzrok z zakłopotaniem.
— Uznałem, że im szybciej to sprawdzimy, tym lepiej — wyjaśnił, rozkładając niezręcznie ręce na boki. — Poza tym Mikky zdaje sobie sprawę, że zawsze może mi wypaść coś ważnego. W tej pracy to normalne.
— To ma pan jakieś inne zajęcia, niż nagłe ataki inferów?
Normalnie podobne słowa wskazywałyby na kpinę ze strony rozmówcy, jednak i tym razem nie usłyszał ani grama takowej. Nie potrafił rozszyfrować pułkowniczki tak łatwo, jak większości osób, zapewne dlatego, iż niezwykle się pilnowała. Nie tyle w sposób „zdaję sobie sprawę jaką masz Zdolność i nie chcę, żebyś znał moje sekrety”, a bardziej „jestem osobą na ważnym stanowisku i nie mogę sobie pozwolić, żeby ktokolwiek tak łatwo odczytywał moje zamiary”. Nie mogąc odgadnąć, jaki jest cel tego pytania, postanowił iż uzna je za zwykłe pytanie, bez żadnych ukrytych podtekstów.
— Dorabiam sobie jako miejscowy detektyw — przyznał się więc. Uniosła brwi. — Ludzie potrafią całkiem nieźle zapłacić tylko za to, że ktoś im znajdzie zgubiony pierścionek albo kota. Czasami trafia się coś większego, jak poszukiwanie złodzieja albo zaginionego członka rodziny, ale to raczej rzadsze. A co pani robi poza pracą?
Nie zdążył ugryźć się w język, słowa po prostu naturalnie wypłynęły z jego ust, zanim zdał sobie sprawę, o co właściwie pytał. Na wycofanie się było za późno. Jednak pułkowniczka nie wyglądała na zirytowaną ani nic.
— Możesz mi mówić po imieniu — rzuciła, machając na niego ręką. — Poza biurem te wszystkie formalności z tytułami są jedynie stratą czasu.
— No dobra… Ihoo.
Skinęła głową. Po czym zamyśliła się na chwilę.
— Prawdę mówiąc, to nie mam wiele wolnego czasu poza pracą — zauważyła, wpatrując się gdzieś w sufit. — W obecnych czasach non stop się coś znajdzie, nad czym trzeba siedzieć godzinami, więc trudno złapać trochę wolnego.
— Och…
— Ale lubię czytać o strategii wojennej — dodała nagle
.Czy coś takiego w ogóle można było zaliczyć jako rzecz poza pracą, a nie jej przedłużenie? To pytanie musiało się odbić na jego twarzy, bo Ihoo kontynuowała:
— Nie przeciw inferom. To jest nudne. W czasach, kiedy jeszcze ich nie było, ludzie prowadzili wojny przeciwko sobie. Co jest strasznie głupie, bo to doprowadziło do tego, że teraz nas tak mało. Ale strategie które wykorzystywali przeciwko sobie… albo bronie! Powiedz no, trzymałeś kiedyś w dłoni pistolet?
— E… — Nassie’ego na chwilę zatkało. — Pistolety są nieefektywne…
— Wiem, wiem — uciszyła go natychmiast. — Chociaż Eiiry akurat jednego używa, ale to nie to samo. Mój brat znalazł kilka ciemnowiecznych i na ich podstawie zbudował nowy. Strzela tylko środkami usypiającymi zamiast prawdziwymi kulami, ale uczucie jest to samo. Kusze także były wspaniałymi wynalazkami. O, albo armaty. Generała Akko podobno ma gdzieś ukryte, na czarną godzinę, ale nie chce nikomu ich pokazać. Zawsze się tłumaczy, że ktoś mógłby je uszkodzić.
Ciągnęła dalej, wymieniając coraz to dziwniejsze bronie, których Nassie nawet nie kojarzył z nazwy, a co dopiero z wyglądu. Większość z nich zapewne nie była przydatna w obecnych czasach, dlatego też nikt normalny się nimi nie interesował. Ale rozmawiał z kimś, kto za swoją broń przeciwko inferom wybrał bicz, więc raczej trudno było ją zaliczyć do grona osób normalnych.
Były osoby w Twierdzy, które zamiast normalnych, prostych mieczy potrafiły brać topory, włócznie czy sztylety. To jeszcze było zrozumiałe. Jednak bywały też osoby, które wybierały o wiele bardziej… specyficzne bronie. Większość z nich bywała kretynami. Chcieli się po prostu się wyróżnić z tłumu i bardzo szybko zdawały sobie sprawę, iż tylko utrudniają sobie życia. Jednak reszta dostosowywała broń pod swój własny, niepokojący styl walki, który wychodził im lepiej niżeli ciachanie mieczem.
Nassie kiedyś, przez krótką chwilę, zastanawiał się, czy samemu nie wybrać jakiejś innej, wymyślniejszej broni. Po czym zdał sobie sprawę, iż w jego przypadku prostota będzie najlepszą drogą. Z każdą inną rzeczą w dłoni niż miecz, spędzałby jeszcze więcej czasu na myśleniu, a i tak tracił go na to zbyt wiele.
Ihoo ciągnęła i ciągnęła swoją wypowiedź tak długo, że nie śmiał jej przerywać. Wiedział jak to jest, gdy coś cię zainteresuje, aż nie możesz przestać o tym gadać. Najgorsze, co wtedy można zrobić takiej osobie, to okazać kompletny brak zainteresowania, słuchał więc uważnie, mimo iż nie rozpoznawał co trzeciego słowa. Rozpowiedziała się tak mocno, że w ogóle nie zauważyła, kiedy w końcu jej asystent pojawił się na miejscu. Potrzebowała dobrych dwóch-trzech minut, by zwrócić na to uwagę.
Odchrząknęła, przerywając swoją wypowiedź.
— Nie przeszkadzaj sobie — mruknął Eiiry, opierając się o kanapę, na której siedział Nassie. — Mogę jeszcze trochę posłuchać o trybuszach.
— Trebuszach — poprawiła go. Podniosła się ze swojego miejsca, więc Nassie natychmiast też to zrobił. — Skoro w końcu się zjawiłeś, powinniśmy jak najszybciej udać się na miejsce sprawy. Jak zauważył Nassie, im szybciej wszystko sprawdzimy, tym lepiej dla wszystkich. Nie ma co marnować czasu.
Ruszyła w stronę wyjścia, nie czekając na nich. Nassie i Eiiry wymienili spojrzenia.
— Co to jest trebusz? — zapytał Nassie.
Drugi wojownik wzruszył ramionami.
— A skąd ja mam to wiedzieć?
Ruszyli się z miejsca, by ją dogonić. Eiiry uznał, iż najlepszym sposobem na sprawdzenie wszystkich znaków będzie zaczęcie od pierwszego zaznaczonego i pójście w kierunkach, które wskazują, by sprawdzić, czy nie przeoczyli czegoś po drodze. Było to całkiem logiczne założenie, więc Nassie się z nim nie kłócił. Przejrzał dokładnie pierwsze miejsce, jednakże nic nie zwróciło jego uwagi. Jego Zdolność milczała. Nie było niczego, co mogłoby wskazać winowajcę, motyw, nic. Ktokolwiek to robił, znakomicie zacierał swoje ślady. Ruszyli więc do następnej.
— Tak w ogóle — odezwał się w trakcie drogi, gdy Ihoo prześwietlała otoczenie swoim spojrzeniem, by niczego nie przegapić — te rysunki, które pokazaliście, były strasznie dokładne. Każdy najmniejszy szczegół. Kto wam je załatwił?
Zapadła chwilowa cisza. Z jakiegoś powodu poczuł się, jakby zadał złe pytanie.
— Mój brat — odpowiedziała mu w końcu Ihoo, nie odwracając się do niego.
Faktycznie, wspominała już wcześniej, że jakiegoś ma. Tyle że nie przypominał sobie żadnego innego Ivero w szeregach Twierdzy. Zawsze wydawało mu się, iż Ihoo była jedynaczką, chociaż nie był pewien dlaczego. Wiedział przecież, że majora miała dwójkę wnuków, jednak nigdy nie połączył kropek ze sobą. Z jakiegoś powodu. Jego Zdolnością mogło być łączenie faktów, co nie sprawiało, iż zaczynał myśleć szybciej czy mądrzej.
— Spory talent — zauważył, najbardziej beztroskim tonem, na jaki było go stać w tej, z jakiegoś powodu, niezręcznej sytuacji. — Chyba nigdy o nim nie słyszałem wcześniej…
Ihoo się zawahała.
— On nie jest…
— To badacz — odpowiedział zamiast niej Eiiry i spojrzał wymownie na Nassie’ego, wypowiadając kolejne słowa. — Nienawidzi wojowników z samego założenia, dlatego z nami nie przyszedł. Zgodził się nam pomóc w sprawie tylko dlatego, że dotyczy zniknięcia pani majory.
— Zgodził się MNIE pomóc — poprawiła go Ihoo, zatrzymując się przed kolejnym miejscem, które mieli sprawdzić. — Eiiry’ego jeszcze jako tako toleruje, ale z większą ilością osób już może mieć problem. Dlatego, jeśli nasze przypuszczenia okażą się prawdziwe, postarajcie się ograniczyć rozmawianie z nim do minimum.
— Uważasz, że znak prowadzi za Barierę — zauważył Nassie.
Nie było to pytanie. Już wcześniej, kiedy pociągnął ostatnią linę aż do brzegu kartki, podświadomie domyślał się takiego obrotu spraw. Po co ktoś miałby wysyłać magię z Bariery do jej wnętrza, gdzie inni magowie mogliby ją łatwo przechwycić? Znacznie rozsądniejszym wyjściem było ją przesłać gdzieś, gdzie nie mieliby tak prostego dostępu. Poza Barierę niezwykle rzadko wysyłano jakiekolwiek ekspedycje, a jedynym źródłem wiadomości z zewnątrz byli badacze. Grupka osób na tyle szalona, by ryzykować życie na rzecz nauki. Zazwyczaj były to też osoby bez Zdolności, gdyż Twierdza bardzo nie lubiła tracić rąk do pracy w mieście.
— Wszystko na to wskazuje. — Ihoo nawet nie próbowała ukrywać prawdy. — Ale zawsze jest niewielka szansa, że się mylimy. Dlatego dzisiaj wszystko sprawdzamy.
— Jeżeli przypuszczenia się potwierdzą, będziemy musieli złożyć oficjalny wniosek do Twierdzy — dodał Eiiry z pewnym westchnieniem. — Tyle papierkowej roboty… lepiej, żeby zachować to w granicach miasta.
— Mała szansa.
— Może najpierw sprawdźmy pozostałe miejsca — przerwał im rozmowę Nassie. — Zawsze mogą pojawić się jakieś dodatkowe informacje, których wcześniej nie zauważyliście.
Zauważył to dopiero przy czwartym znaku i nie miał pojęcia, jakim cudem przegapił to wcześniej. Może na rysunkach nie było to aż tak wyraźne, ponieważ wszystkie one zrobione były przez jedną osobę, a może jego Zdolność nie była w stanie zobaczyć różnic, dopóki nie sprawdził faktycznego miejsca.
Znaki były do siebie podobne i to bardzo, ale każdy z nich musiał zostać namalowany przez inną osobę. Wszystkie malowane pędzlem, ale pociągnięcia na okręgu potrafiły zaczynać się w innych miejscach, a część symboli miała odwrotną kolejność malowania, co mógł zauważyć, patrząc na to która pociągnięcie farby znajdowało się na wierzchu. To nie było coś, co dało się oddać na rysunku.
Przekazał więc tę informację reszcie. Nie wyglądali na zadowolonych.
— Czyli mamy więcej niż jednego przeciwnika — zauważyła pod nosem Ihoo. — To niedobrze. Bardzo niedobrze.
— Muszą działać w grupie — dodał jeszcze Nassie. — Farba wszędzie jest ta sama.
— Takiej zwykle nie używa się do znaków — odezwał się jeszcze Eiiry. — Magowie wolą specjalistyczną, która zmywa się sama, gdy zaklęcie zostanie wykonane. To jest zwykła farba malarska. Ktokolwiek mógł ją kupić bez żadnych podejrzeń.
— Wcześniej o tym nie mówiłeś — mruknęła Ihoo, na co Eiiry się spłoszył.
— N-nie zwróciłem uwagi — wyjąkał. — Skupiłem się na zawartości znaków.
Nassie wzruszył ramionami.
— To i tak prowadzi nas donikąd — zauważył, rozkładając żałośnie ręce. — Sprzedawcy nie będą pamiętać każdego jednego klienta, który postanowił sobie zmienić kolor ścian. Myślę, że lepiej będzie ustalić, z jak wielką grupą mamy do czynienia. Dwa pierwsze wyglądały tak samo, możliwe, że namalowała je jedna osoba, ale poprzedni oraz ten są inne. To już trzy. Powinniśmy sprawdzić resztę.
Ruszyli więc to zrobić. Okazało się, iż jeden znajduje się w schronie, gdzie strażniczka wyglądała na wyjątkowo niezadowoloną z ich wizyty. Mimo to i tak ich wpuściła. Nassie nie był specjalnym ekspertem w rozpoznawaniu różnych typów pisania, na szczęście jego Zdolność potrafiła mu mniej więcej powiedzieć, gdzie się coś różni. Jakaś osoba namalowała trzy. Inna dwa. Cała reszta wyglądała jak dzieła zupełnie innych artystów. Tak przynajmniej to wyglądało. Możliwe że pierwsze osoby miały na tyle podobne style rysowania, iż nie był w stanie ich rozróżnić między sobą. I takie przypadki się zdarzały.
Co najmniej pięć osób. To wciąż było dość dużo.
— Nie wykluczając, że jedna musi być silnym magiem — dodał Eiiry, gdy od ostatniego znaku ruszyli drogą w stronę, gdzie wskazywał. Szli wolno, uważając na każdym kroku, by niczego nie przeoczyć. — Żeby naładować takiej wielkości znak i nie zginąć przy tym, trzeba wielkiej siły magicznej.
— Nigdy nie rozumiałem magii — przyznał Nassie, zaplatając ręce za plecami. — Od kiedy można zginąć, ładując znak? Myślałem, że siła magiczna i siła życiowa to dwa osobne tematy.
— Bo technicznie są — mruknął Eiiry. — Ale w praktyce poprzez warstwę magii ma się dostęp do siły życiowej. Kiedy zabraknie pierwszej, znaki ciągną tą drugą.
Nassie wciąż nie rozumiał. Spojrzał na Ihoo, jakby licząc, że ta ma lepsze wyjaśnienie, ale i jej mina wskazywała, że nie ma pojęcia o co chodzi.
— Ja się nie mogę bawić magią — zauważyła. — Na mnie nie patrz.
Eiiry westchnął ciężko.
— To wcale NIE JEST takie trudne do wyjaśnienia — oświadczył zirytowanym głosem. Najwyraźniej nie po raz pierwszy uczestniczył w takiej rozmowie.
Nassie poklepał go po ramieniu.
— Następnym razem znajdź jakiś przykład — doradził. — Kiedy opisujesz to na sucho, to mało kto może zrozumieć. Ja tak robię, kiedy muszę komuś opisywać moją Zdolność. To tak, jakby siedziało nade mną jakieś bóstwo, które zna fabułę i mi podpowiadało rozwiązania.
— Bardzo wygodne — mruknęła Ihoo z lekką kpiną.
— To totalnie tak nie działa, ale perspektywy obcej osoby tak wygląda — prychnął Nassie, wzruszając ramionami. — Nie chodzi o to, żeby przykład był dokładny. Tylko żeby wyjaśniał coś najłatwiej jak się da. W szczegóły wchodzi się dopiero, kiedy kogoś interesuje temat.
Nie zajęło im wiele czasu dotarcie do Bariery. Był to wytwór magiczny, przypominający kopułę rozciągającą się nad całym miastem. O ile u swojego szczytu wyglądała na niemal całkowicie przezroczystą, o tyle w miejscu stykania się z ziemią już taka nie była. Prosta, szarawa masa, która mogłaby przypominać jakiś mur, gdyby nie fakt, że składała się z jedynie jednej części, bez żadnych wcięć czy nawet cieni. Bardziej jak ściana. Czuł się nieswojo patrząc na nią. Było coś bardzo nienaturalnego w tej jednokolorowej masie. Widywał Barierę z bliska już kilka razy i nigdy nie pozbył się tego uczucia.
„Po co ona w ogóle istnieje?”, pojawiło się nagle pytanie w jego głowie. Potrząsnął nią. Dlaczego o tym nagle pomyślał. Przecież wiedział, że miasto potrzebuje obrony przed inferami. Najsłabsze z nich nie były w stanie się przez nią przebić, a w przypadku większych wojownicy nie zawsze mogliby zdążyć na miejsce. Nie powinien sobie zadawać takich pytań, były głupie.
Wyczuł jakiś błąd w swoim rozumowaniu, ale nie miał pojęcia, jaki.
Głośne westchnięcie Eiiry’ego wywołało go z transu.
— Czyli musimy wyjść — zauważył żałośnie, odwracając się od Bariery. Może też nie lubił uczucia, jakie wywoływała. A może był po prostu zirytowany oczywistym wynikiem. — Ani dnia normalnej pracy…
— Przyspieszę wszystko, jak się da — zapewniła Ihoo, ale i ona nie wyglądała na zadowoloną. — Ale to wciąż może zająć parę dni.
— Wyprawa za Barierę. — Nassie nie mógł powstrzymać swojej ekscytacji. Natychmiast zapomniał o nieprzyjemnym uczuciu, ogarniającym go zaledwie chwilę wcześniej. — Zawsze chciałem zobaczyć, co jest po drugiej stronie… idę z wami, prawda? — zapytał natychmiast, wracając myślami na ziemię.
Eiiry i Ihoo patrzyli na niego bez zrozumienia. Najwyraźniej nie podzielali jego entuzjazmu.
— Idziesz, idziesz — mruknęła Ihoo, zamyślając się. — Ale czy cztery osoby to nie będzie zbyt mało. Tereny poza Barierą nie są bezpieczne. A jeszcze biorąc pod uwagę, że możemy mieć przeciwko sobie grupę magów…
— Mogę wziąć moją drużynę — zaproponował Nassie, zanim ugryzł się w język. Uwaga znowu skupiła się na nim, więc postanowił ciągnąć to dalej. — Znaczy nie chcę się narzucać, po prostu wiem, że mają dużo wolnego czasu, więc jeśli kogoś potrzeba na szybko, to nie byłoby problemu. To tylko dwie osoby, nie jakoś dużo, ale doświadczenie…
— Nie musisz się tłumaczyć — przerwała mu Ihoo, a on natychmiast zamknął usta. — Twoja drużyna… Rozzie i ten cały… od rozmów myślowych, jakkolwiek-się-nazywa.
— Allois Viccy — odpowiedział natychmiast Nassie.
— Ta, jakkolwiek. Myślę, że mogą się nadać. O ile nie będą irytować naszego przewodnika.
— Przekażę im!
Nassie natychmiast się wyprostował i niemal zasalutował, jednak w ostatniej chwili zdał sobie sprawę, że to mogłoby być już zbyt wiele, powstrzymał więc się. Ihoo najwyraźniej uznała sprawę za zakończoną, bo natychmiast skierowała się z powrotem do miasta, mamrocząc pod nosem. Eiiry zatrzymał się jeszcze na chwilę.
— Wyślemy ci wiadomość o dacie spotkania — powiedział jeszcze, po czym pospieszył za swoją szefową, zostawiając Nassie’ego samego.
Bariera. Chłodna. Zimna. Nienaturalna. Nie zamierzał tam zostawać, ewakuował się więc najszybciej, jak się dało. Skoro już postanowił zaangażować swoją drużynę, powinien im od razu powiedzieć, w co właśnie ich wplątał. Ciekawe, które z nich zareaguje gorzej.
Proszę, z łaski swojej, nie kopiować. Dziękuję.